Polski Ład to program sformułowany wokół myśli wyrażonej kiedyś przez skrajnie prawicowego premiera Jana Olszewskiego. Mówił on, że „ważniejsze od pytania, jaka Polska, jest pytanie, czyja Polska”.
Ci, którzy pytają „czyja Polska”, nie rozumieją, że ma być wspólna, a nie „czyjaś”. Że nie może dzielić, napuszczać przeciw sobie, czy osłabiać jednych, aby inni poczuli się lepiej. A plan gospodarczy nie może być wendetą. Niestety, wszystkie te złe cechy, których porządny program powinien się wystrzegać, znajdują się w Polskim Ładzie.
Nie jest on planem rozwoju. To ideologiczny dokument, wprowadzający podział na klasy społeczne – po to, aby je ze sobą skonfliktować. Polski Ład oznacza redystrybucję biedy. Nie odpowiada na pytanie, jak zarobić więcej pieniędzy, tylko jak zabrać je osobom aktywnym i przekazać elektoratowi PiS.
Aby kraj się rozwijał, trzeba szukać sposobów, by wszyscy zarabiali więcej, a nie rozwiązań, poprzez które jedni robią to kosztem innych. Polski Ład stanowi w znacznej mierze plan zastoju. Wcześniej programy socjalno-wyborcze PiS-u finansowane były głównie z długu i trochę z podatków. Tym razem nie ma owijania w bawełnę. Przekaz jest prosty – pomysły rządu finansować będą nowe podatki, nałożone na większość Polaków.
Chodzi o to, by podzielić nas na klasy społeczne według zarobków i spowodować, aby jedni utrzymywali drugich. Zgodnie z klasyczną marksistowską teorią, ludzie mają ze sobą walczyć i ma być jasne, kto finansuje kogo.
Zobaczmy, co de facto oferuje nam Polski Ład: przede wszystkim wyższe podatki dla pracujących. Przedstawiciel rządu, wiceminister finansów, zdefiniował klasę średnią jako zasób, który sfinansuje kolejne rozdawnictwo socjalne: „Polacy zaczynają samych siebie zaliczać do klasy średniej, kiedy tylko ich zarobki przekroczą 4 tys. zł brutto”. To szczere wyznanie. Prawda jest taka, że jeśli ktoś zarabia powyżej 5 tys. złotych na umowę o pracę, na wprowadzeniu Polskiego Ładu straci. Analogicznie przedsiębiorca, wystawiający fakturę na 5700 zł.
Program ten oznacza bowiem drastyczny wzrost podatków poprzez dodanie składki zdrowotnej do odprowadzanych przez przedsiębiorców i pracujących danin. Mówiąc o zielonym świetle dla przedsiębiorczości, w rzeczywistości włącza się światło czerwone i jeszcze podstawia nogę. Polski Ład oferuje nam upolitycznioną, klientystyczną gospodarkę, opartą na własności państwowej, zarządzaną przez rosnącą grupę urzędników i z armią notabli partyjnych, powoływanych na stanowiska ze względu na „nadzwyczajną sytuację życiową”. Proponuje państwo centralne, ograniczając możliwość finansowania usług publicznych przez samorządy. Powołuje kilkanaście nowych agencji państwowych, tak jakby było mało dotychczasowych.
To nie jest konfrontacja między Polską liberalną i socjalną. To konfrontacja między ROZWOJEM i ZASTOJEM. Między Polską, w której nagradza się inicjatywę, pomysł, zaradność, a Polską, gdzie o wszystkim decyduje państwo. To wybór między Polską prywatnej własności a Polską nepotyzmu. Polską, która rano wstaje, i tą, która śpi do południa. Wreszcie, to konfrontacja między Polską, gdzie opłaca się mieć własne zdanie, a krajem, w którym lepiej być posłusznym.
Polski Ład zawiera w sobie wiele pułapek. Pod ładnie brzmiącymi zdaniami kryje się podstęp:
- Co z tego, że podwyższana ma być kwota wolna, jeśli jej efekt wyeliminuje podwyżka składki zdrowotnej?
- Co z tego, że mają rosnąć wydatki na ochronę zdrowia, jeśli nie wprowadza się konkurencji między placówkami, a ani sektor prywatny, ani samorząd nie będzie w stanie rywalizować z państwem?
- Co z tego, że program mówi o wielkich wydatkach, jeśli ich skutkiem jest podkładanie ognia pod coraz bardziej wymykającą się spod kontroli inflację?
Twórcy Polskiego Ładu nie zauważają, że im wyższe podatki, tym więcej płatności „pod stołem”. Nie widzą, że Polacy masowo uciekają z etatu na własną działalność gospodarczą i umowy zlecenia, gdyż opodatkowanie pracy etatowej jest u nas horrendalnie wysokie. Nie biorą pod uwagę przedsiębiorców, którzy spłacają kredyty czy leasingi – zostaną opodatkowani tak, jakby tych zobowiązań nie mieli. Autorzy Polskiego Ładu zapominają też, że zmorą przedsiębiorców jest zagmatwane i niestabilne prawo. Ustawa o PIT od 1991 roku modyfikowana była 357 razy. Ustawa o CIT – 248 razy. W 1992 roku 42 artykuły tej ustawy mieściły się na 11. stronach. Dziś artykułów jest tyle samo, ale ustawa ma… 266 stron.
Polski Ład pomijają również problem drożyzny – czyli inflacji.
W tym miejscu chciałbym zwrócić się do Prezesa Narodowego Banku Polskiego, Adama Glapińskiego, z apelem, aby przestał ją bagatelizować i wziął się do roboty!
Inflacyjna hydra każdego dnia zżera zasoby Polaków. Każdy, kto ma 10 tys. złotych oszczędności, przez brak odpowiedniej polityki traci 500 zł rocznie. Najbardziej dokucza to osobom niezamożnym, gdyż nie stać ich na kupno ziemi czy mieszkania, co może chronić przed inflacją.
Wiele rządów w historii świata pozbyło się długów, prowadząc politykę wysokiej inflacji – po prostu, wraz z upływem czasu, im wyższa była inflacja tym mniej realnie rząd musiał oddawać obywatelom. Czy tak też musi być u nas?
Szanowni Państwo!
Nie ma możliwości, aby mniej pracować i więcej zarabiać. Nie ma szans, aby wydawać więcej, niż się zarabia i nie zwiększać przy tym długu. Nie da się uwalniać energii Polaków, upaństwawiając całe sektory gospodarki i zwiększając władzę urzędników. Nie ma potencjału dobrobytu w państwie, gdzie dominuje nepotyzm.
Wiele osób, zgadzając się z tymi tezami, zapyta: ale co w zamian?
Po pierwsze – w celu zachęcania Polaków do pracy nie trzeba koniecznie podwyższać wieku emerytalnego. Wystarczy, aby za każdy dodatkowy rok pracy przyrost emerytury był bardzo znaczący.
Po drugie – w ochronie zdrowia, aby nie trzeba było miesiącami czekać na operację, a lekarze i pielęgniarki więcej zarabiali, należy zaangażować na równi z państwowym sektor prywatny.
Po trzecie, 500+ nie może trafiać do osób zamożnych. Powinno być tylko dla tych, którzy zamożni nie są, i tylko dla tych, którzy pracują. Nie stać nas na marnotrawstwo.
Po czwarte, aby pensje Polaków istotnie wzrosły, trzeba uwolnić energię, która tkwi w społeczeństwie. Niezbędne jest wprowadzenie zasady: „co nie jest zabronione, jest dozwolone”.
Po piąte, niech handel odbywa się wtedy, kiedy chcą tego ludzie, a nie – kiedy chcą politycy. Handel w niedziele nie blokuje możliwości chodzenia do kościoła; nikt nie potrzebuje na to całego dnia.
Po szóste, zapomnijmy o apolitycznej i oszczędnej telewizji publicznej. Powinna ona stać się własnością Polaków, a nie polityków, tak jak wiele przedsiębiorstw.
Po siódme – zamiast upaństwawiać firmy i tworzyć molochy, należy je przekazywać samorządom i społeczeństwu. Niech każda Polka i każdy Polak otrzyma akcje Orlenu. Będą nim lepiej zarządzać niż Daniel Obajtek.
Wreszcie, aby zakotwiczyć Polskę na stałe w Europie, aby już nikt nie straszył nas Polexitem i aby nie można było wyjść z Unii, Polska musi przyjąć walutę Euro. Ci, którzy nie widzą tego wielkiego wyzwania, igrają z ogniem populizmu, tak jak igrała w 2016 roku Wielka Brytania. Jak się to skończyło – wiemy.
To jest propozycja harmonii i realnego ładu, której nie zaproponuje nam ideologiczny Polski Ład.
Wystąpienie Ryszarda Petru Prezesa Instytutu Myśli Liberalnej podczas debaty „Jaka Polska, jaki ład?”, Warszawa, Senat RP, 16 lipca 2021
Zapis video